#244 Fake newsy i ich wpływ na wizerunek marki

Pamiętacie tygodnik „Skandale”? To taki brukowiec, który w latach 1990-1994 rozpalał wyobraźnię wielu Polaków. Można go nazwać klonem „The Weekly World News”, amerykańskiego czasopisma, które publikowało wyssane z palca ciekawostki. Określenie ‘ciekawostki’, to w tym kontekście pewne nadużycie, bo chodzi o sensacyjne newsy jak to, że Elvis żyje, a Hillary Clinton zaadoptowała dziecko kosmitów. Takie bzdury w czasach ograniczonego dostępu do sieci były podwalinami pod współczesne fake newsy. Nastała epoka deep fake, epoka postprawdy, która pokazuje, jak bardzo chętnie wierzymy w bzdury, treści niesprawdzone, obraźliwe, często atakujące inne osoby.

Z dzisiejszej lekcji dowiesz się:

    • czym są fake newsy,
    • jak mogą zaszkodzić marce.

      Fake news, czyli co?

      Definicji fake newsów jest bardzo wiele. W Wikipedii przeczytamy, że to: „fałszywa wiadomość, często o charakterze sensacyjnym, publikowana w mediach z intencją wprowadzenia odbiorcy w błąd w celu osiągnięcia korzyści finansowych, politycznych lub prestiżowych”.

      Do wiadomości tego typu raczej nie powinno się zaliczać pomyłek dziennikarskich, powoływania się na niesprawdzone źródła czy wyciągania błędnych wniosków. Jesteśmy tylko ludźmi, wszyscy popełniamy błędy, dlatego jeśli dziennikarz nie sprawdzi źródła i nie zweryfikuje podawanych informacji, to raczej nie możemy mówić o fake newsie, lecz jedynie lenistwie i zaniedbaniu z jego strony, które nie powinno mieć miejsca. Zawód dziennikarza wiąże się przecież z pewnymi standardami, szczególnie jeśli chodzi o rzetelne, wysokiej jakości dziennikarstwo, które ma na celu przekazywać informacje, kształtować nasze zachowania i postawy.

      Właśnie ze względu na przypadkowe pomyłki, definicja fake newsów wielokrotnie ogranicza się do: „świadomego przygotowania błędnych informacji, które nie mają na celu rzetelnego poinformowania odbiorców, ale wygenerowania jak największej liczby wejść na stronę”. Dodatkowo to także narzędzie do budowania postaw prywatnych, społecznych, wywierania wpływów i nacisków na mniejszości lub grupy etniczne, społeczne czy też polityczne.

      Jednocześnie trzeba pamiętać, że w czasach łatwego dostępu do sieci i potrzeby rozrywki pojawiają się takie portale jak theonion.com czy też polski aszdziennik.pl, które publikują prześmiewcze artykuły i filmy, informując zarazem czytelników, że są to żarty. Niejednokrotnie portale te z racji zasięgów publikują też prawdziwe newsy, które są tak absurdalne, że aż proszą się o ich szersze rozpowszechnianie, jednak i wtedy redakcje informują czytelników, że dane wpisy są prawdziwe lub, w niektórych przypadkach, reklamowe czy sponsorowane. Dzięki takim portalom czytelnikom jest dużo łatwiej odróżnić informacje nieprawdziwe od tych, które opisują faktyczne zdarzenia.

      Social media i nieprawdziwe informacje

      Niestety, to właśnie social media są odpowiedzialne na tak szybkie rozprzestrzenianie się głupich, nieprawdziwych treści. Przyzwyczailiśmy się do szybkiej konsumpcji i szybkiej komunikacji. Zasięgi organiczne tego typu wiadomości potrafią być ogromne. Setki milionów osób dzielą się nieprawdziwymi zdjęciami, informacjami, filmami. Pojawiły się nawet sugestie, że to nie media są winne rozprzestrzenianiu i powstawaniu fake newsów, ale odbiorcy i konsumenci treści w internecie, bowiem to oni tak chętnie je przyswajają.

      Dziennikarska rzetelność nie pozwala pracownikom redakcji, które mają pewne wyrobione standardy etyczne, na publikowanie wiadomości pochodzących z nieprawdziwych źródeł. Ba, doszło do tego, że giganci mediowi powiedzieli stop i wypowiedzieli wojnę twórcom takich treści.

      Facebook zaczął blokować konta rozpowszechniające wpisy zawierające nieprawdę – ogranicza ich zasięgi lub całkowicie usuwa posty. Ostatnio świat obiegła informacja, że na portalu Zuckerberga nie będzie miejsca dla antyszczepionkowców oraz płaskoziemców. The Wall Street Journal przygotował między innymi aplikację do przeglądarki Chrome, która pozwala filtrować treści na podstawie ustalonych wcześniej algorytmów. (link do apki). To nie koniec, właśnie największe firmy i korporacje związane z przetwarzaniem i publikowaniem wiadomości coraz częściej łączą siły, by wspólnie przeciwdziałać fake newsom.

      Walka jest jednak bardzo skomplikowana, bo podobne narzędzia, jakimi dysponują walczący o prawdę posiadają też orędownicy fake newsów. Mowa między innymi o botach i automatyzacji. Sztuczna Inteligencja także pomaga w rozprzestrzenianiu tego typu informacji. Artykuł z „Ars Technica” pokazuje, że faktycznie tak jest. Naukowcy z Uniwersytetu w Indianie przyjrzeli się 14 milionom wiadomości udostępnionych na Twitterze między majem 2016 a majem 2017 roku. Odkryli, że zaledwie sześć procent kont kwalifikowanych jako boty, odpowiada za szerzenie 31 proc. „niskiej wiarygodności informacji” w mediach społecznościowych. Botom udaje się tego dokonać w czasie między 2 a 10 sekundami, głównie dzięki zautomatyzowanej amplifikacji.

      J. Ouellette przypomina badania naukowców z Instytutu Technologicznego w Massachusetts, przytaczanych na łamach artykułu z marca 2018 roku. Badacze przeanalizowali wtedy 126 tys. różnych wątków, o których około 3 miliony kont pisały łącznie 4,5 miliona razy (w latach 2007-2017). Odkryli oni, że fałszywa informacja dociera do 1500 osób w ciągu około 10 godzin. Prawdziwa treść potrzebuje na to około 60 godzin.

      Fake news vs marka

      Tutaj dochodzimy do sprawy nieprawdziwych konkursów i profilów marek na Facebooku. Wystarczy przejrzeć stare artykuły na portalach o cyberbezpieczeństwie, by znaleźć informacje o konkursach sygnowanych znanymi markami, które stworzone były do pozyskania danych osobowych, czy też wyłudzania pieniędzy,

      „Głośny ostatnio nieuczciwy konkurs miał nagradzać 300 tysięcy pierwszych osób bluzami. Jeśli założymy, że koszt bluzy to 10 złotych, a koszt jej wysyłki do kolejnych to 5 złotych, oznacza to, że ktoś musiałby przeznaczyć na całą akcję… prawie 5 milionów złotych – mówi Anita Wojtaś-Jakubowska. – Jestem daleka od krytykowania łowców nagród, którzy masowo dołączają do kolejnych fan page czy wydarzeń polując na kubki, bluzy i kolejne gadżety. Mówiąc szczerze: czy nie przyzwyczailiśmy ich do tego konkursami dla marek, w których masowo rozdaje się iPody i iPady i których społecznościowy aspekt polega tylko na tym, że są osadzone na Facebooku?

      Nieuczciwych konkursów pojawiło się na Facebooku kilkanaście. Pierwsze – na początku tygodnia – od strony o nazwie „Klikam – Wygrywam”. Część wydarzeń z konkursami została usunięta. Fanpage „Klikam – wygrywam” nie zawiera obecnie żadnych wpisów, choć stronę lubi ponad 78 tysięcy użytkowników”.

      Podszywanie się pod znane marki ma na celu wzbudzenie zaufania osób, do których skierowane są tego typu konkursy i działania. Niestety finalnie odbija się to na samych brandach, które niejednokrotnie bronią się publikując oficjalne oświadczenia, w których ostrzegają przed innymi, fałszywymi profilami. Oczywiście są one zgłaszane do moderacji i dość szybko znikają, ale nim do tego dojdzie mogą oszukać wiele osób.

      Era postprawdy

      Przytaczane zagadnienie często bardzo boleśnie i dosadnie wyjaśnianie jest przez osoby zajmujące się mediami. Według nich postprawda narodziła się z głupoty i lenistwa internautów. Wszystkie konkursy na Facebooku z telefonami bez folii, które komentowane są przez dziesiątki tysięcy użytkowników, czy wklejane na profile łańcuszki powołujące się na Konwencję Berneńską sprawiają, że postprawda ma się dobrze. Kierujemy się emocjami, a nie rozumem, choć w dobie ułatwionego dostępu do źródeł i możliwości i możliwości weryfikacji nie decydujemy się na ich odszukanie. Wiemy, że „New York Times”, BBC czy „Washington Post” fake newsów nie przepuszczą. Dlaczego ufamy witrynom, które widzimy pierwszy raz na oczy?

      Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Bibliotecznych IFLA pokusiła się nawet o przygotowanie infografiki, która ma pomóc nam w odnalezieniu fake newsów. Wydaje się jednak, że z niej nie korzystamy.

      Otoczeni nieprawdą

      Niestety wydaje się, że omawiane zjawisko dotyczy nie tylko internetu, ale także naszego niewirtualnego życia. Młodzi ludzie szczycą się, że pracują w „Szkole robienia hałasu”, studenci bez zażenowania podają w CV umiejętności, których nie posiadają, akwizytorom odpowiednia „nowomowa” pozwala sprzedać starszym osobom niskiej jakości produkty w bezpośredniej sprzedaży. Otacza nas postprawda, a co najgorsze, często się jej poddajemy.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments