Polski e-commerce rośnie bardzo dynamicznie, ale gdzie jest na tle innych państw europejskich? Jakie elementy składowe sklepu internetowego decydują o tym, że klient dokonuje w nim zakupu? Jaki wpływ na sprzedaż mają opinie konsumentów? Jest jest największe wyzwanie dla e-commerce? O tym i o innych aspektach handlu w sieci rozmawiam z Anną Rak, Country Manager Trusted Shops w Polsce.
Archiwum kategorii: Artykuły
Jak wygląda m-commerce w Polsce?
Zaledwie 15 na 100 polskich e-sklepów posiada serwis zoptymalizowany pod urządzenia mobilne. O tym jak funkcjonuje m-commerce w naszych kraju przeczytać można w raporcie „Mobile commerce w Polsce 2013” autorstwa Moniki Mikowskiej i Mariusza Wesołowskiego.
Raport pokazuje sytuację m-commerce na polskim rynku oraz stanowi inspirację dla firm, które jeszcze do końca nie wiedzą, w którą pójść stronę i dopiero szukają dla siebie odpowiednich rozwiązań.
Wśród klientów usługa nie jest jeszcze dość mocno spopularyzowana – kupowanie produktów online przez telefon komórkowy deklaruje raptem 3% badanych, a tylko 5% dokonuje płatności za pomocą telefonu komórkowego. Sama rola urządzeń mobilnych w procesie zakupowym w Polsce jest jednak już dość znaczna. Aż 28% Polaków przyznaje się, że korzysta ze swojego telefonu do tzw. showroomingu (odwiedzania sklepu w celu przetestowania i/lub oceny produktu, a następnie dokonania zakupu w innym miejscu online lub offline w innym sklepie). Co ciekawe, jak wynika z omawianego raportu, polskie zakupy mobilne dokonywane są w większości na tabletach.
W raporcie przekonywaliśmy do sklepu internetowego w responsive web design, jako lepszego rozwiązania dla innych rozwiązań, np. mobilnej wersji sklepu. Często słychać pytanie o proces projektowania i wdrażania sklepu internetowego w responsive web design. Kilka słów o tym napisał w raporcie Tymek:
Planowanie responsywnego layoutu internetowego (ale nie tylko sklepu) należy rozpocząć od zasady mobile first. Rozpoczynamy od najwęższej wersji, co zmusza nas do optymalnego rozmieszczenia treści na stronie. Następnie systematycznie zwiększając dostępność miejsca roboczego (wersja tablet i desktop), rozmieszczamy elementy wykorzystując dodatkową przestrzeń. W ten sposób końcowa wersja zyskuje na przejrzystości. Gdy natomiast zaczynami desktopowy layout „ściskać” do mniejszych rozmiarów często otrzymujemy zapchaną i w konsekwencji mniej użyteczną stronę. Ważne również jest, aby breakpointy (miejsce, w którym strona zmieni układ) dobierać według designu, a nie według rozdzielczości urządzeń. Po zaprojektowaniu strony w RWD należy ją umiejętnie wdrożyć. Developerzy przeprojektowując stronę statyczną na stronę RWD często ulegają pokusie organizacji kodu desktop first. W efekcie kod strony jest mniej przejrzysty, trudniejszy w utrzymaniu oraz trudniej go dalej rozwijać. Praktyka pokazuje, że również tutaj, najlepszym rozwiązaniem jest podejście mobile first. Jest ono naturalne dla przeglądarki oraz dla developera (interpretacja i dziedziczenie styli odbywa się z góry na dół). Podsumowując, RWD to nie „czarna magia”, wystarczy zatrudni do jego implementacji dobrych specjalistów. Moim zdaniem, mobilna wersja sklepu to półśrodek, na który nie warto tracić czas.
Raport „Mobile commerce w Polsce 2013” to jedna z nielicznych publikacji, poświęconych w całości polskiemu m-commercowi w tak obszerny sposób. Warto się z nią zapoznać. Dowiemy się z niej:
– ilu Polaków kupuje on-line przez telefon komórkowy,
– ilu Polaków posiada tablety i ilu z nich dokonuje na nich zakupy,
– czym charakteryzuje się m-konsument,
– jakie są bariery w rozwoju polskiego rynku m-commerce,
– którzy polscy dostawcy oprogramowania e-commerce posiadają już w swojej ofercie rozwiązania przychylne m-commerce,
– jak w 10 krokach wprowadzić e-sklep do świata rozwiązań mobilnych,
– jakie są argumenty za i przeciw wdrożeniu aplikacji mobilnych dla sklepów internetowych,
– jakie są argumenty za i przeciw implementowaniu do sklepów idei RWD,
i wielu innych przydatnych informacji.
Cały raport można pobrać tutaj: http://jestem.mobi/2013/09/raport-mobile-commerce-w-polsce-2013/
Tagi
integracja kanałów sprzedaży mobile eCommerce płatności mobilne
Moda na e-commerce
Rosyjskie przysłowie mówi „kto nie ryzykuje, szampana nie pije”. Inwestycja w e-commerce nie powinna być ryzykiem, tylko odpowiednio skalkulowanym przedsięwzięciem.
W 1993 roku Bill Clinton, ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, powiedział: „Internet? Nie, dziękuję, nie jesteśmy zainteresowani”. Po trzech latach zmienił stanowisko i oświadczył: „Kiedy obejmowałem urząd prezydenta, jedynie eksperci od fizyki słyszeli o terminie World Wide Web. Teraz nawet mój kot ma swoją stronę”. Może sytuacja w USA nie ma bezpośredniego odbicia w polskim e-commerce, ale pokazuje jedną bardzo ważną prawidłowość: internet rozwija się niezwykle dynamicznie. Dokładnie tak jak handel w sieci.
Według rankingu Cusman & Wakefield, wartość sprzedaży internetowej w Polsce wyniosła 4,864 mld USD. To piętnasty najlepszy wynik na świecie. Specjalny raport Europe B2C e-commerce 2013 wskazał trzy najpopularniejsze branże w polskim handlu w sieci. Są to: ubrania, buty i biżuteria. Wszystkie te kategorie łączy jedno: dotyczą branży fashion, która przeżywa obecnie prawdziwy boom w sieci. Codziennie pojawiają się nowe sklepy internetowe i miejsca na kolejne jest jeszcze bardzo dużo. Możemy kupić buty, sukienki, dodatki, biżuterię itp. Jednak tylko niektóre ze sklepów mają szansę na sukces. Co o tym decyduje? Oto dwa główne czynniki sukcesu w e-commerce:
Indywidualne podejście w e-commerce
Załóżmy, że mamy do dyspozycji 100 mkw. przestrzeni w dobrej lokalizacji. Naszym asortymentem są sukienki. Czy postawienie dużej ilości manekinów, jednego koło drugiego korzystnie wpłynie na sprzedaż? Dobre sklepy dbają o rozmieszczenie produktów. Tworzone są całe stylizacje, w których sukienka jest ważna częścią. Kiedy wchodzimy do sklepu, prezentowana jest nam wizja naszego wyglądu ze wszystkimi dodatkami. W takim otoczeniu sukienka zawsze wygląda bardziej korzystnie, niż gdyby była powieszona na manekinie bez dodatków, bez propozycji wyglądu, bez emocji.
Ta wizja jest różna w zależności od asortymentu. W końcu inaczej patrzymy na sukienki, a inaczej na buty. Powyższy przykład sprowadza się do wniosku, że w zależności od asortymentu, sklep powinien wyglądać różnie. Widzimy to w każdym sklepie, w każdej galerii handlowej i jest to dla nas oczywiste. Dokładnie tak samo jest w internecie. Powinniśmy inaczej podchodzić do sprzedaży ubrań, inaczej do sprzedaży butów, inaczej do sprzedaży dodatków, nie wspominając już o innych branżach. W końcu sprzedaż biżuterii w taki sam sposób jak sprzedaż telewizorów nie ma sensu. Sklepy internetowe powinny działać na takiej samej zasadzie. Korzystanie z szablonów, gotowych rozwiązań zawsze ma wadę. Są dostosowane do każdego asortymentu. Czy możemy sobie na to pozwolić w dobie dużego nacisku na indywidualne traktowanie klienta? Moim zdaniem nie.
Innowacyjność
W pewnym artykule przeczytałem, że osobom nieznającym się na IT trudno znaleźć dobrą firmę, która zadba o sklep internetowy. Moim zdaniem to nie jest problem klientów, tylko firm IT. To one powinny stworzyć warunki do rozwoju sklepu dla ich właścicieli, a wszystkie zagadnienia IT wziąć na siebie. Nie wszyscy programiści znają się na modzie (jeśli jacyś się znają), dlaczego więc osoby znające się na modzie mają wiedzieć, co to jest friendly URL, FTP czy XHTML? Zaufanie i jasny podział obowiązków sprawi, że sklep będzie szedł w dobrym kierunku, a ich właściciele będą skupiać się nad jego rozwojem pod względem marki i sprzedaży.
Obecnie warto przyjrzeć się nowemu trendowi w e-commerce. Nazywa się headless ecommerce. Czym jest Headless? To oddzielenie frontu od backendu, co pozwala na jednoczesne prace programistyczne i zmiany w obu obszarach, bez konieczności wyłączania e-sklepu. To kierunek, który powiązany jest z PWA. Nie ma sensu wchodzić w techniczne szczegóły, ale efekt jest taki, że sklep poprawnie wyświetla się na każdym urządzeniu mobilnym. Niezależnie, czy jest to telefon, tablet czy laptop. Za dwa lata będzie więcej aktywnych urządzeń mobilnych niź ludzi na świecie. W Polsce już też widać wpływ mobilności na zakupy. W końcu e-commerce rośnie nad Wisłą najszybciej w Europie. Klienci chcą mieć dostęp do dobrze zaprojektowanego sklepu zawsze i wszędzie. Nie możemy im rzucać kłód pod nogi.
Inwestycja w e-commerce nie powinna być ryzykiem, tylko odpowiednio skalkulowanym przedsięwzięciem. Pod uwagę należy wziąć wszystko. Od naszych przewag konkurencyjnych, przez wybór dostawcy oprogramowania, aż do sposobów reklamy, tak by wyróżnić się pomiędzy innymi sklepami internetowymi. Kluczem do sukcesu jest więc działanie i nieustanne próbowanie nowych rozwiązań. Czas na inwestycje jest obecnie wyjątkowo korzystny.
Artykuł pochodzi z magazynu Fashionbusiness.pl
Sukces sklepu to świadomość marki, która wynika z wiedzy o potrzebach klientów
Jakie czynniki składają się na sukces sklepu internetowego? Co jest ważne w tym biznesie, a na co warto zwrócić uwagę w najbliższym czasie? Na te i inne pytanie odpowiadają właściciele sklepów internetowych nagrodzonych w konkursie e-Commerce Polska awards 2013: Dominika Żak z DeeZee.pl, Marek Ostrowski z Sklepconverse.pl oraz Adrian Jędrasiak z HurtowniaSportowa.net.
Wyzwanie w e-commerce? Bezpieczeństwo zakupów
Analizując dane z ostatniego raportu e-commerce przygotowanego przez Internet Standard można dojść do wniosku, że sklepy działające w sieci mają coraz mniej problemów z włamaniami. Z roku na rok ubywa tego rodzaju przypadków. W 2012 r. tylko 6 proc. sklepów przyznało się, że było do nich włamanie. Dla porównania w 2010 r. ich odsetek stanowił prawie 10 proc. Z drugiej jednak strony wzrósł odsetek firm, które nie są w stanie stwierdzić, czy miało do nich miejsce włamanie, czy nie. W 2012 r. takiej pewności nie miało 15,7 proc. e-sklepów. Oznacza to wzrost o 6 pp w porównaniu do 2010 r.
Budowanie przewagi konkurencyjnej poprzez technologię
Załóżmy, że zajmujemy się koordynowaniem zamówień różnego typu produktów w firmie. Zauważamy, że kończy się zapas mydła, którego używamy z innymi współpracownikami w konkretnej placówce przedsiębiorstwa. Chcemy złożyć zamówienie u swojego dostawcy środków czystości. Nic nowego, prawda? Dzwonimy, ale dostawca zamiast przyjąć zamówienie, proponuje spotkanie i chce przedstawić nam nową, specjalną ofertę. Spotkania biznesowe z handlowcami, którzy mają taką właśnie „specjalną ofertę”, niekoniecznie muszą należeć do tych przyjemnych. Nasze nastawienie do tego typu spotkań jako klientów jest „takie sobie”. Mamy wrażenie, że nie dość, iż stracimy czas, to jeszcze złożona nam propozycja będzie wyraźną kpiną. Wtem handlowiec zaskakuje pytaniem: „Ile wydają państwo co miesiąc na całą chemię i środki czystości, których potrzeba w waszej placówce?”. Podajemy konkretną kwotę, po czym słyszymy: „Dzięki mojej ofercie obniżą państwo te koszta w spektakularny sposób…”. Uwaga skupiona? Zapraszam do przeczytana artykułu na ten temat, który pierwotnie ukazał się w specialnym numerze magazynu MARKETER+, skierowanego dla sektora Małych i Średnich Firm.
JAK MOŻNA OBNIŻYĆ KOSZTA PROWADZENIA FIRMY?
Znanych sposobów jest kilka (szukanie najtańszego dostawcy, rabaty przy dużych zamówieniach, wprowadzanie substytutów produktów i zastępowanie ich tańszymi itp.). Jednak budowanie przewagi konkurencyjnej poprzez technologię nie jest zjawiskiem zbyt popularnym. W czym zatem tkwi cała tajemnica? Wróćmy do oferty serwowanej nam przez wspomnianego wyżej handlowca. Jego praca w firmie sprzedającej „czystość” nie jest zbyt prosta. Problemów jest wiele, walka cenowa nie ma końca, a lojalność klientów jest słaba. Potrzebne jest coś konkurencyjnego, coś, co zapewni regularność, a przy tym będzie na tyle atrakcyjne dla kontrahentów, że nie będą mieli ochoty na szukanie nowych opcji. Brzmi idyllicznie? A jednak nie. Rozwiązaniem problemu okazuje się być „panel kontraktowy”. Co to takiego? To przyszłość w handlu.
W uproszczeniu jest to system sklepu, który jest dokładnie dostosowany do oczekiwań każdego kontrahenta. W zależności od potrzeb klient widzi swoje logo i kolorystykę brandu. Konto każdego pracownika, jest imienne i ma określone uprawnienia. Widoczne są tylko wybrane produkty, które nas interesują, bez zbędnego przeładowania stron. Znajdujemy wyłącznie mydła dostosowane do używanych w firmie dozowników. Czujemy się tu wygodnie. Nie jesteśmy zalewani dziesiątkami podobnych towarów – mamy tylko kwintesencję potrzeb w firmie. Klikamy, zamawiamy… Transakcja jest bezpieczna i czujemy komfort tego, że nie popełnimy błędu, kupując nie to, co trzeba, nie przekroczymy potrzebnej ilości zamówienia, a produkty zostaną dostarczone na czas i pod wskazany adres. A teraz pomyśl- my, że to wcale nie jest wyidealizowana i odrealniona wizja. To wszystko oferuje „panel kontraktowy”.
JAK TO WYGLĄDA W PRAKTYCE?
Posłużmy się przykładem banku. Takie instytucje mają wiele placówek, zatrudniają sporo osób i pracują według ścisłych wytycznych i procedur. „Czystość”, którą zamawia każda siedziba, jest regularna, ale zarazem ograniczona do kilku elementów (takich jak np. papier toaletowy, mydło, ręczniki). Dostawca dysponuje gamą nawet wielu tysięcy produktów, ale pracowników banku interesuje zaledwie kilka pasujących do ich urządzeń oraz objętych kontraktem. Zamawianie cykliczne produktów jest zadaniem żmudnym i wymagającym od pracownika dużej ilości czasu, by mógł zrobić to solidnie i co najważniejsze – bez błędów i niedopatrzeń. Wprowadzenie do zaplecza logistycznego firmy „panelu kontraktowego” zdecydowanie upraszcza te procesy. Dzięki temu zakup towarów staje się praktycznie bezproblemowy, bowiem ryzyko pomyłki jest zminimalizowane. Osoba koordynująca procesy w banku widzi tylko te produkty, które ją interesują. Widzi mydła dopasowane do dozowników w jej placówce, podobnie jak papiery toaletowe czy ręczniki, i nie ma szans, że jedna litera przy nazwie „modelu” okaże się na przykład strategicznymi dwoma centymetrami, które sprawią, że produkt A do aplikatora B „nie wejdzie”. Znacznym ułatwieniem jest również możliwość przejrzenia całej historii zamówień, wybrania zlecenia z zeszłego miesiąca i proste jego powielenie lub wcześniejsza drobna edycja.
System kontraktowy sprawdza się świetnie nie tylko w przypadku handlu czystością. Kto nigdy nie popełnił błędu, kupując niepasujące „części” zamienne? Dziesiątki typów, setki nazw, a wszystkie opisane odpowiednią pulą liczb i liter, które plączą się jak szalone. W branży biurowej o takie pomyłki bardzo łatwo. Tusze do drukarek, oleje do niszczarek, lampy do projektorów, kółka do krzeseł, a nawet flamastry do tablic suchościernych – to tylko spontanicznie wymieniane elementy, które spędzają sen z powiek w niejednym biurze. Ale nie tylko w biurze. Przeanalizujmy produkty związane z branżą beauty, dajmy na to akcesoria fryzjerskie. Dostawca w swojej bazie ma setki produktów, ale czy każdy nabywca jest nimi zainteresowany? Czy szkoła fryzjerska, która zużywa dużo nożyczek, będzie zainteresowana modelami z najwyższej półki? A czy ceniony i zdolny stylista (lub właściciel drogiego salonu), który za swoje usługi bierze adekwatne wynagrodzenie, będzie bazował na produktach z przeciętnego pułapu? Ani szkoła, ani fryzjer z „high class” nie potrzebuje pełnego wglądu do tego, czym handluje firma dystrybutorska. Ich interesują konkretne produkty i to właśnie je chcą zamawiać bez stresu.
Panel kontraktowy” rewelacyjnie sprawdzi się w wielu branżach, w których może stać się strategicznym narzędziem marketingowym. Dzięki innowacyjności i otwartości oraz z solidną domieszką personalizacji, którą przecież coraz bardziej uwielbiamy, stanie się narzędziem, które pokochają zupełnie różni odbiorcy: począwszy od banku, przez szkoły, po gastronomię i placówki służby zdrowia, a na ośrodkach religijnych skończywszy. Miejsce sprzedaży kontraktowej jest wszędzie tam, gdzie ceni się wygodę procesu sprzedaży.
Proces sprzedaży kontraktowanej zaczyna się od weryfikacji firmy. Następnie podczas spotkania przeprowadzana jest analiza oczekiwań, efektem której jest umowa wraz z indywidualnym cennikiem. Całość normalizuje kontrakt określający każdy detal. Pracownik z odpowiednimi uprawnieniami wprowadza warunki umowy w systemie. W efekcie każdy klient otrzymuje prywatny, dedykowany sklep internetowy, dostosowany pod swoje oczekiwania z produktami, które go naprawdę interesują.
– Po wdrożeniu aplikacji zautomatyzowaniu uległ szereg procesów biznesowych: od etapu oferowania produktów, poprzez składanie zamówień, po wygenerowanie dokumentów. Wprowadzenie innowacyjnego rozwiązania pozwala nam zmienić charakter wykonywanej pracy, uniknąć błędów, a co za tym idzie – podnieść jakość oferowanej obsługi. Po okresie wdrożenia o 50% skrócony został czas i zmniejszony nakład pracy potrzebny na obsługę i realizację zamówień – mówi Maciej Jaeschke, prezes zarządu Higma Service.
Wdrożenie „panelu kontraktowego” sprawia, że firma zyskuje hegemonię konkurencyjną już na poziomie oprogramowania. W tym wypadku model sprzedaży staje się produktem, wartością dodaną, którą można się wyróżnić i zbudować przewagę konkurencyjną. Zajmując się sprzedażą czystości, oferujemy przede wszystkim system, a nie tylko ręczniki czy mydło. Dzięki temu mamy możliwość pozyskania dużych klientów. Dlaczego? Przy negocjacjach z większymi firmami cena produktu nie jest najwyższym priorytetem – jest ważna, ale dużego klienta uwodzi się prostotą, jakością i raportowaniem oraz realnymi i mierzalnymi wskaźnikami (pomyłki, braki w dostawach, dostępność towaru). Dodatkowo zaskakujemy ich – już na poziomie prezentacji demo ich przyszłego panelu.
DAJĄC TEN PANEL, DAJEMY IM KOMFORT
Dzięki zastosowaniu „panelu kontraktowego” budujesz solidną lojalność. Pracownicy w firmach go pokochają, bo nie można się pomylić: nie da się zamówić złego towaru, ani tym bardziej przekroczyć limitu zamówienia. Dlaczego? Bo wszystkie warunki są z góry ustalone i narzucone kontraktem. Kadra kierownicza lubi ten system jeszcze bardziej, gdyż jest czytelny i przejrzysty, świetnie raportuje (i zbiorczo, i dla pojedynczej placówki). Panel może współpracować z „zastaną” infrastrukturą firmy, korzystając z systemów ERP, CRM i innych. Pozwala to na pełną i bezproblemową synchronizację danych. Wdrożenie panelu gwarantuje również wysoką barierę wyjścia. To też poprawienie stabilności biznesu oraz zminimalizowanie ryzyka utraty pozyskanego klienta. Każdy może zaoferować niższą cenę, ale spójrzmy prawdzie w oczy – kto zaoferuje wygodę?
Niewątpliwą i nieodzowną zaletą panelu kontraktowego jest również możliwość dopasowania go pod konkretne wymagania i oczekiwania klienta. Kluczem do sukcesu jest personalizacja, która szturmem bierze wszystkie rynki, gdziekolwiek tylko się pojawi. Dlaczego tak się dzieje? System szyty na miarę, stricte pod wymogi i oczekiwania sprawia, że zyskujesz przewagę już na starcie. Według badań Monetate 94% firm twierdzi, że personalizacja ma kluczowe znaczenie dla osiąganych wyników finansowych. Personalizacja w przypadku „panelu kontraktowego” dotyczy kilku elementów, które ustalane są na etapie negocjacji. To, co oferuje ona każdemu klientowi, to dedykowany panel, a w nim kategorie, produkty, ceny, a także warunki logistyczne dopasowane stricte do jego biznesu.
Przeanalizujmy to. Każdy klient otrzymuje dedykowany cennik, na bazie wynegocjowanych warunków. Dlaczego? Odpowiedź zaskakuje prostotą: każda firma jest inna, ma inne potrzeby i oczekiwania. Ujednolicanie tych warunków nie ma sensu. Dedykowane cenniki tworzone są według tego, czego wymagamy. Mogą być literalne, ale jeśli chcemy – mogą być procentowe. Wyznaczanie cen oparte jest o zaawansowane wzory (rabaty udzielone od ceny detalicznej, katalogowej, według odpowiednich wartości i tego, co i jak zostanie wynegocjowane). Ponadto każdy klient ma inne warunki logistyczne dokładnie z tego samego powodu: każda firma jest inna, ma swoje procedury. W ramach tego obszaru kontrahentom oferowane jest to, co jest im najbardziej niezbędne. Zaczynając od terminów płatności, a kończąc na adresach e-mail – system kreujesz tak, jak chcesz. Natomiast jeśli chodzi o typy fakturowania, to nie ma tu nic zaskakującego: tu również decydujesz, czy mają być zbiorcze, czy przygotowywane według wydań zewnętrznych. Żadna generalizacja, tylko personalizacja wchodzi w grę.
Przy sprzedaży kontraktowanej niezwykle ważnym elementem jest sam audyt, bowiem ocena danej organizacji pozwoli „wykrzesać” najwięcej plusów i najkorzystniejsze warunki. Jedna z firm korzystających z panelu w ramach umowy ma zagwarantowany montaż dystrybutorów za darmo w zamian za deklarację wygenerowania obrotu na pewnym poziomie. System dedykowany może kontrolować wszelkie niestandardowe zapisy umowy (np. dystrybucję gratisów). Na tym etapie określane jest wszystko to, co pozwoli bezstresowo korzystać z systemu.
Każda placówka ma limit, który określony jest w kontrakcie (niewykorzystany albo przepada, albo przechodzi na następny miesiąc – zupełnie jak w przypadku operatorów komórkowych). Jeśli zaś limit zostanie przekroczony, wówczas koordynator musi zautoryzować zamówienie, ale bez jego ingerencji nic nie zostanie zrealizowane (zatem nie ma szans na błąd i „samowolkę” podwładnego). Swoje zamówienie możesz rozliczać w złotówkach lub w punktach, dzięki czemu „ukryjesz” ceny przed pracownikami. W tym wypadku załoga ma do dyspozycji ograniczoną limitem pulę punktów, a nie kwotę w jednostkach monetarnych. Ale jeśli chcesz, możesz całkowicie ukryć i te wartości. Nad bezpieczeństwem opiekę sprawuje koordynator kontraktu – od niego wiele zależy, on też jest decyzyjny i to do niego spływają raporty z działań. Te wszystkie moduły, elementy i funkcje, które odnajdziesz w tym systemie, o dziwo składają się na lekki produkt, który zaspokoi Twoje oczekiwania.
Dodatkowo „panel kontraktowy” powinien być w pełni mobilny dzięki zastosowaniu technologii RWD (ang. Responsive Web Design) w budowaniu layoutu witryny, która bez problemu dostosuje się do urządzeniu, na którym jest wyświetlana – niezależnie od tego, czy będzie to komputer PC, tablet, czy smartfon. Dzięki RWD jesteśmy w stanie korzystać z „panelu kontraktowego” z każdego miejsca z dostępem do sieci. Możemy nim zarządzać nie tylko z poziomu własnego, firmowego biurka.
Decydując się na wdrożenie „panelu kontraktowego” i oparciu swojej sprzedaży o nowoczesne rozwiązania, stajemy się bardziej innowacyjni i zapewniamy pracownikom większy komfort pracy. A w efekcie budujemy trwałą przewagę konkurencyjną dzięki wykorzystaniu odpowiedniej technologii.
Web design to responsive web design
– Responsive web design to coś więcej niż sposób projektowania stron i sklepów internetowych. To wizja funkcjonalności i użyteczności, w którą wierzymy. – O tym, dlaczego RWD to przyszłość, jak rozwiązać problemy we wdrażaniu nowych technologii i co z tym wszystkim ma wspólnego Volkswagen w rozmowie z Pawłem Szewczykiem i Tymoteuszem Bąkiem z i-sklep.pl. Wywiad pierwotnie opublikowany był na łamach portalu www.ecommerce.edu.pl
Obecnie tworzycie sklepy internetowe tylko i wyłącznie w responsive web design. Dlaczego?
Tymoteusz: Pisząc w jednym zdaniu: bo web design to responsive web design. Ma ono szereg zalet. Najważniejsze z nich to jedno źródło, jedno wdrożenie, co w dłuższej perspektywie obniża koszty utrzymania. Niedługo każda nowa strona będzie powstawała w RWD. Nie ma już odwrotu od tego procesu.
Równie dobrze ofertę sklepu można przeglądać i kupować poprzez aplikacje mobile czy stronę mobilną. Dlaczego nie korzystacie z tego rozwiązania?
Paweł: Głównymi argumentami za aplikacjami mobilnymi są optymalizacja interfejsu oraz skrócenie czasu ładowania strony. Jednak urządzenia mobilne to nie jest dodatek. Nie traktujmy ich jako coś gorszego, coś drugiej kategorii w porównaniu do desktopu. Dajmy możliwość użytkownikom zapoznania się z pełnowartościową stroną, bez względu na urządzenie. Nie traćmy tożsamości marki. Marka to bardzo ważny czynnik w czasie, kiedy konkurowanie ceną staje się coraz mniej opłacalne. Obecnie urządzenia mobilne mają coraz większą moc obliczeniową i dobrze radzą sobie z wyświetlaniem stron.
Jak argumentów używacie do przekonania klientów do swojej wizji sklepu internetowego?
Paweł: Volkswagen wprowadził jedną płytę podłogową dla kilku modeli samochodów. Poświecili bardzo dużo czasu na budowę, testowanie i rozwój płyty. Na niej budują różne samochody, w różnych konfiguracjach i na koniec są jeszcze dodatkowo dopasowują do klienta końcowego. Podobnie jest z naszym rozwiązaniem. Mamy dopracowaną wersję developerską sklepu. Po poznaniu potrzeb klienta, budujemy na niej sklep internetowy. Na koniec dopracowujemy szczegóły, ostatnie detale.
Wiecie lepiej od klientów, co jest dla nich lepsze?
Paweł: I tak i nie. Zawsze tworzymy najlepszą wersję sklepu, jaką jesteśmy w stanie przygotować. Zależy nam, aby sklepy sprzedawały, a nie były tylko ładne graficznie. Ładnym sklepem można pochwalić się znajomym, ale biznes w sieci polega na zarabianiu. W pewnym sensie sklepy powinny być proste. To nie znaczy, że są łatwe do zbudowania, bo „prostota może być trudniejsza od komplikacji: trzeba się ciężko napracować nad wydobyciem czystej myśli, która pozwala na prostotę. Ale warto – bo kiedy już się to ma, można przenosić góry.”
Czym różni się wdrożenie sklepu w responsive web design od tego standardowego?
Tymoteusz: Responsywność to nie jest tajemna wiedza. W Polsce jest dużo developerów potrafiących implementować RWD. Jednak to nie wystarcza. Aktualne procesy wdrożeniowe okazują się niepraktyczne. Nie można nowych idei i rozwiązań wdrażać według starych metod. Dlatego zmieniliśmy cały proces. Wszystko, od komunikacji z klientem, sprzedaży przez projektowanie UX aż po wdrożenie realizujemy nowymi metodami.
Jak wygląda więc wdrożenie sklepu według nowych reguł? Gdzie w tym procesie jest klient?
Tymoteusz: Strony internetowe są na tyle ciekawym tematem, że zawsze można coś poprawić, coś zrobić lepiej. Mamy nieograniczone możliwości rozwoju i to wykorzystujemy. Pierwszy sklep internetowy wdrożyliśmy w listopadzie 2012 roku. Według naszej wiedzy był to pierwszy sklep internetowy RWD w Polsce. Od tego czasu systematycznie coś poprawiamy, coś ulepszamy. Pojawiają się również nowe, ciekawe rozwiązania. Naszym celem jest idealny sklep internetowy w responsive web design. Każdą nową realizacją staramy się być coraz bliżej tego celu.
Paweł: Rośnie również świadomość klientów w e-commerce. Duża liczba osób już wie, że nie da się zbudować dobrego sklepu internetowego w Photoshopie. Dlatego na początku pytamy klientów o to co sprzedają, jak sprzedają, jakie mają zdjęcia, jakie są główne kategorię, jaka jest grupa docelowa i wiele, wiele innych kwestii. Na tej podstawie tworzymy sklep. Przedstawiamy klientowi gotowy, działający sklep i na tej wersji dokonujemy ostatnich korekt. Grafikę projektujemy już w przeglądarce, na żyjącym organizmie. Trudno od razu stworzyć sklep spełniający wszystkie przemyślenia klienta. Nawet po tak obszernym briefie. Dlatego stwórzmy sklep, potem go dopracujmy, a następnie stwórzmy z niego ideał. Kluczem do sukcesu jest iteracja. Realizacje, z których jesteśmy najbardziej dumni, powstały dokładnie w taki sposób.
Tagi
frontend development responsive web design
Responsive Web Design w sklepie NICI – case study
Responsive Web Design staje się coraz popularniejszym trendem również w e-commerce. Firmy, agencje, freelancerzy deklarują, że są w stanie stworzyć responsywny sklep internetowy, tylko… realizacji brak. Kilka miesięcy po wdrożeniu sklepu NICI przyszedł czas na przedstawienie pierwszych danych i trendów w nowym sposobie sprzedaży w sieci.
Responsive web design. Czym jest i czy jest konieczny w sklepie internetowym?
Tajemniczy skrót RWD. Dla niektórych tylny napęd samochodu, dla innych rodzaj polskich samolotów konstruowanych w okresie międzywojennym, a dla osób związanych z handlem w sieci, sposób tworzenia stron i sklepów internetowych. Tylko co to oznacza w sklepie internetowym?
Be water, my friend
Ronald Reagan mówił, że „Politycy mają skłonność do myślenia o następnych wyborach, a nie o następnym pokoleniu”. Podobnie sytuacja wygląda w części firm. Myślą one o następnych, krótkoterminowych transakcjach, nie zwracając uwagi na coś o wiele, wiele bardziej znaczącego. Na zmianę, jaka dokonała się w ostatnich dziesięciu latach w polskiej sieci. O nowym pokoleniu i nowym typie użytkowników sieci jest właśnie ten artykuł. Autorem tekstu jest Paweł Szewczyk. Artykuł został pierwotnie opublikowany w magazynie Marketer+.
Anders Ericsson, szwedzki psycholog, w latach 90. XX w. przeprowadził ciekawy eksperyment w Berlińskiej Akademii Muzycznej. Podzielił uczących się tam skrzypków na trzy grupy. W pierwszej znaleźli się najlepsi uczniowie. Były to osoby, które miały potencjał stać się skrzypkami światowej klasy. W drugiej grupie znaleźli się uczniowie prezentujący solidny, jednak nie wybitny poziom gry. W trzeciej grupie umieszczono uczniów, którzy prawdopodobnie nigdy nie zostaną zawodowymi skrzypkami. Grali poprawnie, ale nic poza tym. Celem eksperymentu było zbadanie, ile godzin należy poświęcić na coś, żeby stać się w danej dziedzinie bardzo dobrym, i jaki wpływ ma na to (jeśli ma) talent. Uczniowie w trzech grupach zaczynali przygodę z graniem mniej więcej w tym samym wieku. Mieli po pięć lat. Okazało się, że talent nie był jednak kluczowym czynnikiem w rozwoju ich umiejętności, ponieważ wszyscy wykazywali bardzo podobne predyspozycje do gry. Najważniejsza okazała się liczba godzin spędzonych na ćwiczeniach i doskonaleniu zdolności. Dla poszczególnych grup wynosiła ona odpowiednio 10 tys. godzin dla najlepszych, 8 tys. godzin dla uzdolnionych oraz 4 tys. godzin dla teoretycznie najsłabszych. Zadziwiające, że inne badania wykazują bardzo podobną zależność. Brytyjski psycholog, Michael Howe, twierdzi, że Mozart zaczął tworzyć swoje najwybitniejsze dzieła, gdy miał za sobą ponad 10 tys. godzin grania i komponowania. Miał wtedy około 20 lat. Wcześniej jego dzieła powstawały we współpracy z ojcem. Po- dobnie było w połowie XX w. z Beatlesa- mi. Przed rozpoczęciem wielkiej kariery zagrali ponad 1200 koncertów. Głównie w Hamburgu. Podczas nich zyskali olbrzymie doświadczenie, które później wykorzystali w karierze międzynarodowej.
Tylko jaki to ma związek z Internetem?
Matematyka podpowiada, że 10 tys. godzin to 20 godzin tygodniowo przez 10 lat. Niecałe trzy godziny dziennie. To ilość czasu, jaką dzieci poświęcają na kontakt z nowymi technologiami (urządzenia mobilne, telewizory, komputery, czytniki, książki, e-podręczniki itp.). I tutaj mamy pierwszy wniosek dla współczesnych firm: jeśli młody człowiek dostanie laptop, smartfon czy tablet w wieku siedmiu lat, to w momencie wkraczania w do- rosłość będzie już ekspertem od sieci. Będzie w stanie określić, czy firma prezentuje wysoką jakość usług (w końcu jak cię widzą, tak cię piszą), czy raczej niską. Na to wystarczy mu kilka sekund (według różnych badań: od 3 do 20), w trakcie których – jeśli nie zdobędziesz jego zaufania – przepadniesz. Klient opuści stronę, nigdy na nią nie wróci, a na dodatek odwiedzi serwis Twojej konkurencji. Decyzję, czy zaufać Tobie, czy nie, podejmie na podstawie gigantycznej liczby przeglądanych stron, serwisów, portali. Przez dziesięć lat można w sobie wy- robić pewne „wyczucie technologii”, które dziś charakteryzuje już sporą część konsumentów. Osób z tym „zmysłem” będzie tylko przybywać i to nie tylko w grupie młodszych użytkowników internetu. Ageless Society – to termin odnoszący się do procesu w naszej kulturze. Oznacza on, że społeczeństwo staje się coraz bardziej długowieczne, a starszy wiek nie jest już równoznaczny z wycofaniem (również tym technologicznym). Starsze osoby mają coraz mniej problemów i obaw w poruszaniu się po sieci.
Dotykasz technologii, technologia dotyka Ciebie
Takim sloganem kilka lat temu reklamo- wała się firma Logitech. Dotyk to jeden z ważniejszych zmysłów pomocny w poznawaniu rzeczywistości. Trzyletni syn mojego kolegi z pracy często bawił się tabletem. Ma na nim zainstalowane aplikacje i gry uczące go liter i słów, ćwiczące wyobraźnię, a nawet uczące opieki nad zwierzętami. Ogląda też na urządzeniu filmy oraz bajki. I już wyrobił sobie tak silny nawyk „ślizgania palcem”, że gdy chce zmienić program w telewizji, podchodzi do ekranu telewizora i próbuje gestem ręki „przełączyć” kanał na coś innego. Rozwiązanie Multi-Touch jest dla niego tak proste i intuicyjne, że próbuje stosować je we wszystkich życiowych sytuacjach.
Lepiej być pierwszym niż lepszym
Istnieje wiele legend opisujących powstanie nazwy firmy Apple. Jedna z nich mówi o tym, że Steve Jobs i Steve Wozniak chcieli, by ich firma znajdowała się na pierwszej pozycji w… książce telefonicznej. W tamtych czasach i w początkowej fazie rozwoju firmy tylko tak mogli skutecznie wyprzedzić konkurencję. „Bądź pierwszy” – jedno z 22 niezmiennych praw marketingu bardzo dobrze opisuje sytuację również w branży IT. Z wdrażaniem nowych rozwiązań jest trochę jak z pozycjonowaniem. Im wcześniej wyłowimy świetnie zapowiadające się trendy i zaufamy intuicji, tym większą będziemy mieli szansę, by odnieść rynkowy sukces. Tezę tę potwierdzają liczne przykłady w e-commerce, np. serwisów Supersklep.pl czy DeeZee.pl, które kilka lat temu uwierzyły w potencjał Facebooka. Szybko i niskim kosztem zdobyły dużą liczbę fanów. Dzisiaj ta inwestycja procentuje. Czy istnieje takie rozwiązanie, które stopniowo wchodzi teraz do użytku, a w perspektywie kilku lat może zakorzenić się na stałe w świadomości konsumentów? Takie, które łączy wszystkie wyżej wymienione trendy? Tak – nazywa się ono Responsive Web Design. To rodzaj użyteczności stron internetowych, która sprawia, że strona wyświetla się poprawnie na każdym urządzeniu. Od komputera stacjonarnego, poprzez smartfony i tablety, aż po telewizory. Wyświetli się również poprawnie na tych urządzeniach, które jeszcze nie weszły na rynek – dostosuje się do każdej „ramki”.
Dlaczego to takie ważne? Bo użytkownicy nie lubią się zastanawiać, jak działa dany serwis. Wszystko ma być czytelne, jasne i intuicyjne. Jeśli takie nie będzie – tracisz klienta. Responsive Web Design pod tym względem jest ultraużyteczny. Mimo że wskaźniki ruchu mobilnego w Polsce nie rzucają jeszcze na kolana, warto przyjrzeć się temu rozwiązaniu i trendom nie tylko polskim. Na przykład we Francji ruch mobilny w e-commerce wynosi już około 25%. Ten nurt, razem z mobilnością na niespotykaną do tej pory skalę, powoli przychodzi do Polski. Według badań Google’a już 50% Polaków przegląda na smartfonie informacje o produktach. I te dane przekładają się także na zachowania w domu, czyli że mimo dostępu do komputera wolimy szybko sprawdzić jakąś informację na urządzeniu mobilnym. Ruch mobilny zależy również od liczby mobilnych urządzeń dostępnych na rynku. W tej kwestii jest równie optymistycznie. W 2011 roku roku sprzedano w Polsce 100 tys. sztuk tabletów. Według prognoz operatorów komórkowych w tym roku może to być już 3 mln sztuk.
RWD jest również bardziej dostępne. To nie jest aplikacja, którą trzeba ściągnąć, zainstalować, aktualizować. Nie zajmuje pamięci, działa na każdym urządzeniu, jest mniej kłopotliwe w utrzymaniu (najczęściej przytaczany argument dotyczy kosztów: utrzymujemy tylko jedną stronę, a nie dwie: normalną i mobilną). W pełni zgadzam się z Andym Clarke’em. Ten ceniony na świecie propagator nowych rozwiązań z Walii twierdzi, że „Responsive web design is web design”. Innymi słowy – za kilka lat, projektując strony internetowe, będziemy myśleli tylko i wyłącznie o RWD. Wszystko inne będzie archaiczne. Zmiany w sposobie komunikacji zachodzą obecnie bardzo szybko i szybko się do nich przyzwyczajamy. Youtube kolejne wersje wyglądu portalu testuje na starannie wybranej grupie nastolatków. Bliżej im wiekiem do 10 niż do 18 lat. To, w jaki sposób korzystają oni z serwisu (ale również z sieci w ogóle), pokazuje, jak my wszyscy będziemy korzystać z sieci za 3-4 lata. Pamiętasz, jakie nieprzychylne komentarze pojawiły się na temat serwisu firmy z Kalifornii po zmianie szaty graficznej jego strony głównej? Teraz już nikt o tym nie pamięta. Wszyscy się przyzwyczaili. A minęło zaledwie kilka miesięcy od tej pamiętnej daty – 7 grudnia 2012 roku.
Kiedyś znajoma powiedziała mi coś bardzo ciekawego. Zauważyła, że jeśli chcemy dowiedzieć się, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość za kilka/ kilkanaście lat, powinniśmy udać się do przedszkola. Tam powinniśmy porozmawiać z najbardziej doświadczoną przedszkolanką. Ona, po wychowaniu kilku pokoleń dzieci, bardzo trafnie potrafi stwierdzić, jak będą żyć jej wychowankowie za kilkanaście lat. Już widać różnicę. Są bardziej otwarci, szybciej uczą się czytać, nie mają problemu z korzystaniem z nowych technologii.
Po zakończeniu wszystkich biznesowych rozmów z klientem opowiedział mi ciekawą historię. Niedawno zmienił telefon komórkowy. Zmiana większości ustawień w nowym modelu nie sprawiła mu problemów, ale z jednym nie potrafił sobie poradzić. Kilka minut klikania na tym aparacie przez jego 5-letniego syna rozwiązało sytuację. Chłopiec szybciej poradził sobie z wcześniej nieznanym modelem telefonu. To tak wczesne obcowanie z nowymi technologiami sprawi, że tak samo swobodnie będzie poruszał się po stronach internetowych. Tempo dzisiejszego życia jest bardzo szybkie. Warto „trzymać rękę na pulsie”. Twój klient może uciec lub jego zachowania zmienią się na tyle, że nie będziesz w stanie do niego trafić ze swoją oferta
„Tekst pochodzi z magazynu MARKETER+ nr 3 (10)”. Zapraszamy do lektury całego magazynu.
Tagi
Czym jest Wzorowy Sklep?
Polski rynek e-commerce wciąż się rozwija. Czujemy się trochę za niego odpowiedzialni. Aby propagować ideę handlu w sieci, stworzyliśmy Wzorowy Sklep.
Czym jest Wzorowy Sklep i dlaczego powstał?
Wzorowy Sklep to kurs internetowy o prowadzeniu sklepu internetowego. W ciągu czternastu podstawowych lekcji, każdy uczestnik dostaje solidną porcję wiedzy na temat e-commerce. Pomysł powstał w połowie 2012 roku. Zauważyliśmy wtedy duży problem dla osób, które chciały zacząć swoją przygodę z handlem w sieci – nie było źródła wiedzy, które potrafiło odpowiedzieć na nurtujące pytania. Każda część kursu opisuje jedno, bardzo ważne zagadnienie składające się na sukces sklepu internetowego. Mamy więc między innymi lekcje o copywritingu, wzbudzaniu zaufania, porzuconych koszykach, pozycjonowaniu, mailingu, kampaniach reklamowych, płatnościach, czy mediach społecznościowych.
Czytaj dalej
Jak zdobyć środki na system informatyczny B2B?
Inwestycje związane z informatyzacją i optymalizacją procesów biznesowych przynoszą wzrost sprzedaży i obniżają koszty funkcjonowania przedsiębiorstwa. Jednak ich profesjonalne zaprojektowanie, zaprogramowanie i wdrożenie kosztuje. Jak bezpiecznie przeprowadzić i sfinansować cały projekt?
Na początku proponuję przyjrzeć się wszystkim procesom biznesowym w firmie i wychwycić te, które wymagają usprawnienia. Bez takich informacji łatwo przeinwestować i nie rozwiązać faktycznego problemu. Analizę warto zlecić wyspecjalizowanej firmie zewnętrznej. Przyjmuje się, że koszt takiej usługi to około 20% całego budżetu.
Co przyniesie taka analiza i jakie są możliwości finansowania systemów informatycznych można przeczytać w całym artykule dostępnym na stronach Magazynu Proseed.